Przejdź do głównej zawartości

"Mechaniczny Anioł" - Cassandra Clare


Mam wrażenie, że będzie tu jeszcze więcej subiektywnych odczuć niż zazwyczaj w moich recenzjach. Tak czy tak piszę to dokładnie 15 minut po skończeniu lektury...

Cassandra Clare niezaprzeczalnie zajmuje bardzo wysokie miejsce w rankingu autorów mojego życia, więc jak najszybciej staram się przyswoić wszystko, przy czym choćby kiwnęła palcem. Tym razem padło na trylogię "Diabelskie Maszyny" a dokładniej jej pierwszy tom, czyli nic innego jak "Mechaniczny Anioł".

Przyznam, że gdy zabierałam się za tę lekturę miałam dokładnie taki sam problem jak przy czytaniu "Miasta Kości" - początek mnie nie zachwycił. Miałam trudności z zaaklimatyzowaniem się w przedstawionej rzeczywistości i nawiązaniu interakcji z nowymi bohaterami. Taki stan utrzymywał się przez dobre dwa rozdziały. Jednak, jak to u Cassandry Clare, akcja w pewnym momencie zaczęła nabierać swojego standardowego tempa. Postaci okazały się barwne i przepełnione indywidualizmem oraz odmiennym podejściem do życia. Ale od początku.

Na kartach "Mechanicznego Anioła" poznajemy Tessę Gray - szesnastoletnią dziewczynę, która przyjeżdża z Ameryki do Londynu, aby zamieszkać z bratem. Gdy statek dobija do brzegu, dowiaduje się jednak, że zostanie odebrana przez dwie kobiety, które zawiozą ją do zapracowanego brata - Nathaniela. Jak się później okazuje, Tessa zostaje przez nie niespodziewanie wprowadzona do Świata Cieni, w którym poznaje również Wampiry, Czarowników i Nocnych Łowców. Od Mrocznych Sióstr, jak nazywa swoje gospodynie, dowiaduje się, że jej brat został porwany i jest przetrzymywany przez niejakiego Mistrza, któremu sama zainteresowana ma zostać przeznaczona jako żona.

Książka ta nie jest wielowątkową historią, co może nudzić niektórych odbiorców (szczególnie czytaczy literatury high fantasy). Wątek główny jest jednak porywający i łatwo się w nim zatracić. To czego mi brakowało podczas czytania tej lektury, to zbyt mało aspektów humorystycznych, żeby nie powiedzieć, że nie było ich wcale. W serii "Dary Anioła" byliśmy świadkami chociażby zgryźliwego humoru Jace'a, którego przodkiem w "Mechanicznym Aniele" ma być Will. I choć panowie dzielą to samo nazwisko i wywodzą się z jednego rodu, to widać poczucie humoru nie jest u nich dziedziczne. Will Herondale przez całą książkę jawił mi się jako ponury cwaniak, który fakt, ma jakiś problem, z którego nie ma ochoty się zwierzać, ale ta poza, którą przyjmuje, dominuje totalnie całe jego jestestwo. Poza nielicznymi przejawami człowieczeństwa w sytuacji zagrożenia życia osób, na których mu zależy, nie ma w nim ludzkiego podejścia.
Zupełnym jego przeciwieństwem jest natomiast Jem Carstairs, mój osobisty faworyt. Choć czasami wydawał mi się aż zbytnio uprzejmy, szarmancki i spokojny, to jego bym wybrała, patrząc na tę dwójkę Parabatai.

Wątkiem, który najbardziej mnie zaintrygował, jest pochodzenie samej Tessy, ponieważ jak okazuje się na kartach powieści, mimo iż dziewczynę wychowała ciotka, znała ona swoich rodziców. Nie wszystko jest jedna tak proste jak jej się wydawało. Niestety do rozwiązania tej zagadki potrzebne będą pozostałe dwa tomy, których jeszcze nie posiadam, a w które muszę się szybko zaopatrzyć.

Całą lekturę oceniam jak najbardziej pozytywnie. Mimo pewnych niedociągnięć i rzeczy których mi brakowało, odnalazłam się w realiach wiktoriańskiej Anglii i Nocnych Łowców, których znane mi były jedynie nazwiska. Polecam "Mechanicznego Anioła" jako lekturę wciągającą, trzymającą w napięciu, lekką, ale bez dobrej dawki humoru i nakładu emocjonalnego zdolnego wywołać łzy.

Pozdrawiam
Nergo Rumba

Komentarze

  1. dobrze, że ostatecznie książka wywarła na Tobie pozytywne wrażenie, bo chyba najgorsze co może być to zawieść się na jednym z ulubionych autorów. Nie czytałam niczego tej autorki, choć słyszałam wiele zachwytów, więc może się przekonam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Wilk, który nigdy nie śpi" - Walter Hansen (Recenzja gościnna)

Tym razem coś odrobinę innego niż zwykle. Choć nadal będzie to recenzja to nie napisałam jej ja. W związku z wykonywaniem zadania z próby na stopień przewodnika, dh Kacper postanowił napisać recenzję książki "Wilk, który nigdy nie śpi" jako gościnny wpis na moim blogu. Także zapraszam gorąco do zapoznania się z jego debiutem! :D  "Wilk, który nigdy nie śpi" Walter'a Hansen'a to powieść biograficzna, opowiadająca o życiu założyciela scouting'u - Roberta Baden-Powell'a. Nie ulega wątpliwości, iż jest to pozycja obowiązkowa dla każdego harcerza, a już na pewno potężna dawka inspiracji dla drużynowych, chcących zapoznać swoich podopiecznych z postacią B-P.  To, co zachęca do przeczytania tej pozycji to wartka akcja i styl podobny do powieści przygodowej. Nie przypomina ona bowiem typowej biografii. Jest raczej zbiorem najważniejszych, najciekawszych momentów z życia Baden-Powell'a. Dużym plusem jest również to, jak książka "wciąga...

"Gra" - Krystyna Kuhn

    Gdy tylko szczęśliwie dobrnęłam do końca "Gildii Magów", mogłam bezkarnie zabrać się za tym razem cieniutką książkę pt. "Gra" czyli tom I cyklu "Dolina" autorstwa Krystyny Kuhn. Lekturę tę kupiłam przez przypadek. Będąc na niezaplanowanych zakupach w Matrasie moją uwagę przykuł pokaźnych rozmiarów stół z książkami na promocji do -70%! Więc grzechem byłoby nie zaglądnąć a co dopiero oprzeć się kupieniu czegokolwiek. I właśnie w taki sposób po godzinie wypatrywania czegoś ciekawego znalazłam "Grę". Kosztowała mnie całe 6,50, co tym bardziej mnie ucieszyło.       Osobiście po przeczytaniu opisu założyłam z góry, że będzie to typowa opowieść o (i tutaj następuj skrót fabuły): Jest sobie typowa imprezowa, wyluzowana dziewczyna, która dodatkowo posiada wybitnie kujoński umysł. Pewnego dnia przyjeżdża do college'u Grace, położonego w pozornie pięknej i spokojnej dolinie. Przychodzi na imprezę, na której ktoś ginie i pociąga to za sob...

"Katastrofa" - Krystyna Kuhn

      Zupełne szaleństwo! Zamiast się uczyć więcej i więcej (bo przecież jestem w liceum nr. VII! trzeba się uczyć nawet, jeśli nie ma na co!) postanowiłam po zakończeniu "Jedz, módl się, kochaj",  przeczytać "Katastrofę" Krystyny Kuhn. Książka ta leżała u mnie na półce i wręcz słyszałam, jak nieraz mówiła takim cieniutkim głosikiem: "Przeczytaj mnie!" lub "Ja tu tylko czekam, żebyś mnie przeczytała!"I jak wzięłam ją do ręki, to skończyłam autentycznie w jeden dzień.      Książka wciągnęła mnie na maxa i może nie jest to szczyt literatury, nic bardzo ambitnego, twórczego czy edukacyjnego, ale przeczytanie jej dało mi tyle radości i taką motywację do sięgania po książki nawet w przypadku braku czasu, że teraz aż chce mi się czytać.       Co prawda ja sobie trochę pozwalam w tym momencie na lekkie gloryfikowanie tejże lektury, bo  w sumie czemu nie, ale jest kilka rzeczy, które mogłyby wypaść lepiej. W tej częśc...