Biorąc pod uwagę fakt, że książkę "Gildia Magów" - Trudi Canavan dostałam od mego lubego dawno dawno temu, czyli 1 lutego jako prezent urodzinowy, to jest mi wstyd, że piszę o niej dopiero teraz i że dopiero teraz ją skończyłam. Ale jest na to wszystko wytłumaczenie - szkoła! Ta okropna, utrudniająca i spowalniająca czytanie szkoła... Tak więc od razu tego pamiętnego 1 lutego zaczęłam czytać tę książkę, ale z marnym wynikiem 100 stron w ciągu 5-u miesięcy, co jest straszne jak tak teraz na to patrzę. Ale niestety nie dało się przeczytać nic więcej, bo i to musiałam wciskać gdzieś pomiędzy okropną naukę biologii a jeszcze okropniejszą naukę chemii i jakiejś tam epizodycznie fizyki.
Ale do rzeczy! Początkowo miałam wrażenie, że akcja rozwija się baaardzo wolno i wszystko to jest takie rozwlekłe a wręcz ośmielę się powiedzieć - akcja się cofa! Stwierdziłam "dobra... Czytam to tak rozwalone w czasie, pewnie to dlatego". Ale najgorsze jest to, że przeczytałam kolejne prawie 200 stron w tydzień i dopiero po tych łącznie 300-u stronicach zaczęło się coś dziać!!!
W normalnych warunkach, gdyby książka nie była moją własnością, zapewne nie skończyłabym jej, albo mocno musiałabym się do tego zmuszać, jednak jako motywator zadziałał jak dla mnie bardzo dobrze wykreowany przez autorkę świat.
Akcja powieści rozgrywa się w Imardinie, gdzie tamtejsi magowie przeprowadzają coś o nazwie Czystka, która ma za zadanie oczyścić miasto ze wszystkich uboższych warstw społecznych. Sami magowie jako nacja wywarli na mnie spore wrażenie, ponieważ mam słabość do takich dostojnych, dumnych ludzi, władających wielką mocą, chodzących w szatach, itp!
Oczywiście książka fantasy jak to książka fantasy - w pewnym niespodziewanym momencie musiało się stać coś, o czym nikt nawet by nie pomyślał. I tak też się stało, ale nie będę za bardzo spojlerować, bo nie tędy droga!
Co do reszty bohaterów (bo przecież nie będę pisała o mojej miłości do magów przez całą recenzję), to szczerze nie zachwycili mnie. Może to przez to, że jakoś nie mogłam zidentyfikować się z żadną postacią. Protagonistką książki jest młoda dziewczyna imieniem Sonea, która pochodzi z niskiej warstwy społecznej. Osobiście bardzo zawiodłam się na tej bohaterce, ponieważ oczekiwałam od niej więcej stanowczości i niezależności, a to było raczej takie "w sumie to nie wiem", "muszę się zastanowić"... No błagam! Denerwujące było też to, że miało się wrażenie, iż cała reszta bohaterów wygłasza swoje kwestie a Sonea tylko czeka aż powiedzą to co ona myśli i tylko przytakuje albo w sytuacji gdy ich myśli są rozbieżne - zaprzecza, przez co ma się wrażenie, że nie mówi podczas trwania akcji prawie nic i ogranicza się do słów "tak" i "nie". A jak już zabiera głos, to ma się wrażenie, że zaraz doda "Ojej przepraszam, że się w ogóle odezwałam! Nie powinnam tego robić, bo przecież moje zdanie nic nie znaczy i jest całkowicie bezwartościowe".
W książce można znaleźć słaby bo słaby, zawierający się tak na prawdę w jednym rozdziale wątek miłosny,ponieważ reszta to wciąż takie nieśmiałe podchody i sądzę, że przeciętny czytelnik bez zmysłu intuicji i mało oczytany pewnie nie zwróci na to uwagi.
Podsumowując, bo na prawdę nie wiem co jeszcze mogłabym napisać o tej książce, sądzę, że początek jest taki sobie (może też jest to taki czas na zaaklimatyzowanie się i poznanie nowego świata), ale później da się ją lubić i chce się czytać dalej i dalej! Osobiście chcę sięgnąć po pozostałe dwie części trylogii, ponieważ podczas czytania przede wszystkim ostatniego rozdziału poczułam silną potrzebę dowiedzenia się, co dalej?!
Pozdrawiaczki i buziaczki!
NergoRumba

Oj. Zdecydowanie wolę jeśli akcja jest od samego początku. I to niezdecydowanie bohaterki... Raczej nie przeczytam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
blog--ksiazkoholiczki.blogspot.com