Uuu zanim zacznę tworzyć recenzję, muszę chyba pozdejmować pajęczynki, bo dawno mnie tu nie było....

Może zacznę od tego, iż staram się raczej nie kupować całej serii książek, co do których nie mam pewności, że po pierwszej części mi się spodobają i będę kontynuować historię. Tak więc wolę zaopatrzyć się najpierw w część pierwszą, a dopiero później dokupywać kolejne. Tak było też w przypadku "Czasu żniw" i "Zakonu mimów". Niedługo po przeczytaniu "Czasu Żniw" stwierdziłam, że KONIECZNIE muszę jak najszybciej zaopatrzyć się w tom II czyli "Zakon mimów"!
Oczywiście jak tylko do mnie przyszła, wzięłam się do czytania i jak można się domyślać - skończyłam jakieś 3 miesiące po rozpoczęciu... Może nie będę się już tłumaczyć, bo to zbędne i przede wszystkim teraz to już nie zmieni tego ile czasu czytałam tę książkę.
W każdym razie zauważyłam bardzo ciekawy fakt! Książki z tej serii (choć ta jest dopiero druga) zaczynają się tak naprawdę rozkręcać od mniej więcej 150 strony! Nie, żeby wcześniej nic się nie działo - jest to to raczej zawiązanie akcji, szansa na bardzo szczegółowe poznanie świata, w którym będziemy się poruszać, a także przedstawienie postaci, będących pojawiać się na dalszych kartach powieści.
I to właśnie od postaci chciałabym dzisiaj zacząć! W "Zakonie mimów" Samantha Shannon prezentuje nam jeszcze szerszą gamę charakterów niż w "Czasie Żniw". I dla mnie, jako odbiorcy jest to wręcz cudowne, ponieważ uwielbiam czytać o intrygujących ludziach, jasnowidzach, Refaitach, whatever! Oczywiście w tym wszystkim nie mogło zabraknąć kilku zauroczeń, wśród których znaleźli się między innymi cudowny Naczelnik - Arcturus, oraz jakże niedostępny (ci którzy czytali wiedzą), ale szalenie pociągający Nick Nygard. Nie będę się zbytnio nad tym rozwodziła, ponieważ każdy wie jak jest... I kropka.
Ponadto w drugiej części na szczególną uwagę zasługuje również Jaxon Hall, którego mamy szansę dużo lepiej poznać. Okazuje się, iż jest jeszcze bardziej przebiegły i sprytny, niż pokazuje nam to Shannon w "Czasie żniw". Osobiście jest to chyba moja ulubiona postać jeżeli chodzi o jej ogólną kreację, pomysł i rolę do odegrania w fabule powieści.
Jeśli idzie o małe minusy, to w pewnych momentach książka stała się dla mnie przewidywalna o tyle, iż wiedziałam, co zrobi główna bohaterka - Paige. Nie twierdzę, że wszystko, bo przecież nie jestem jasnowidzem (HA! Ależ trafne porównanie!), ale do kilku takich fragmentów mogłabym się doczepić. Przecież nie mogę tylko słodzić, mimo że to póki co ukochana seria mojego czytelniczego życia!
W dalszej części chciałabym rozwodzić się chwilę na fabułą, jednak nie wiem jeszcze jak się za to zabrać, żeby nikomu nie zepsuć wyśmienitej zabawy! Ale spróbujmy tak... "Zakon mimów" rozpoczyna się w momencie, gdy zbiedzy z koloni karnej Szeol I wracają do tak dobrze znanego im Londynu. Oczywiście muszą ukrywać się przed władzami Sajonu, gdyż są oni od tej pory wrogami publicznymi gorszymi od reszty społeczności jasnowidzów. I tak w tej części wydaje mi się, iż mamy mniej do czynienia z samymi Refaitami, którzy są głównym zagrożeniem dla nacji jasnowidzów, a bardziej koncentrujemy swoją uwagę na walkach gangów Eterycznego Stowarzyszenia. Poznajemy mim lordów i mim królowe innych sekcji, a także widzimy jak działa i jak zorganizowane jest życie jasnowidzów Londynu.
Musze przyznać, iż nie byłam szczególnie zachwycona, gdy pierwszy raz dowiedziałam się o czym ma być druga część, lecz gdy już wciągnęłam się w lekturę, nie mogłam oderwać od niej oczu. Tym razem jak i poprzednim Samantha Shannon niezawodnie potrafiła tak zachęcić czytelnika do swojego dzieła, że nie chciała się odłożyć książki zanim się jej nie skończyło. Uważam to za wielki atut pisarki.
Podsumowując, choć nie wiem co, bo moja "recenzja" znów wyszła chaotyczna i mało funkcjonalna, bardzo ciesze się, że mogłam przeczytać kolejną część serii i z wielkim utęsknieniem czekam na kolejną!
Moja ocena: 9,5/ 10, ale tylko dlatego, że pełną dziesiątkę wolę zostawić w zapasie.
Pozdrawiam
Nergo Rumba
U mnie ciągle w planach. Ale już niedługo, bo nie mogę się już dłużej opierać tylu pozytywnym recenzjom :)
OdpowiedzUsuńCzytałam Czas żniw i chyba jestem jedyną osobą, której się to nie spodobało :C
OdpowiedzUsuń