Słowem wstępu: jestem pogrążona w totalnym i wielkim smutku, ponieważ bardzo nie chciałam kończyć tej książki!

"Czas żniw" czyli książka, o której słyszałam wszędzie tak dużo, że oczywiście kupiłam ją jak najszybciej czyli już w wakacje (Dlaczego nie przeczytałam jej wcześniej niż w listopadzie? o.O). Nabyłam wtedy dużo więcej pozycji, więc zajęłam się wtedy innymi, na które byłam bardziej napalona i nie żałuję, ale bardzo się dziwię, że to nie "Czas żniw" wtedy pochłonął mój czas.
Książka jest wydana przez wydawnictwo, z którym współpracuję - Sine Qua Non - jednak ta recenzja nie jest jej owocem, gdyż pozycję tę kupiłam na własną rękę jeszcze zanim założyłam blog i zaczęłam zagłębiać się w tę cała książkową sieć blogerów, vlogerów, itp. Niemniej jednak jeśli idzie o sprawy związane z wydaniem, to chciałabym tylko napomknąć o nieczęstych, ale nadal pojawiających się błędach. Takie typowe literówki, polegające często na zamianie "ą" z "ę", ale na szczęście nie w takim stopniu, żeby musiało to wybijać czytelnika z rytmu, więc żadnej tragedii nie ma.
Kilka słów o początku... Na początku był chaos! Podobno, ale nie na początku tej książki. Otóż może już zdarzyło mi się wspomnieć, że bardzo nie lubię zostawać kolokwialnie mówiąc 'na chama' wrzucana w wir wydarzeń i nie wiedzieć dlaczego tam jestem i co się stało! Tym razem tak nie było, ponieważ przedstawianie świata i zawiązywanie akcji trwało w przypadku tej książki dosyć długo (tak na oko patrząc jakieś dobre 150 stron), co wydłużało moje zafascynowanie powieścią i wpływało na częstotliwość czytania, ale to genialny pomysł jeśli chodzi o te pozycję, ponieważ, gdyż mamy tu do czynienia z całkowicie nową rzeczywistością, która do tego jest silnie zhierarchizowana i trudno byłoby połapać się w tym wszystkim. Pomagają w tym również swego rodzaju 'drzewka' zamieszczone na początku książki, obrazujące społeczeństwo, z jakim będziemy mięli do czynienia.
Tak najogólniej mówiąc (bo spojlerowanie komuś - jeśli ktoś jeszcze jest w lesie i nie przeczytał - byłoby grzechem ciężkim) główną bohaterką jest Paige Mahoney czyli dziewiętnastolatka pracująca dla przestępczego, podziemnego społeczeństwa Sojonu Londyn. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, więc naturalnie zawsze tam gdzie nasz śniący wędrowiec tam i my- czytelnicy. Osobiście jestem zwolenniczką tejże narracji, ponieważ jakoś wygodniej mi się to czyta.
Pewnego normalnego dnia nasza protagonistka zostaje uprowadzona i przewieziona w pewne tajemnicze i bardzo dziwne miejsce, którym jest kolonia karna Szeol I. Rządy sprawuje tam rasa Refaitów, którzy zostali przedstawieni tak cudownie, że aż się zakochałam. Oficjalnie nie są to ludzi, ale w sumie tak właśnie wyglądają. Paige trafia tam pod "opiekę" Naczelnika, który ma za zadanie rozwijać jej talent aby... No własnie nie ma tak dobrze, bo coś czuję, że to byłoby już za dużo!
Klimat jak stworzyła Shannon urzekł mnie to tego stopnia, że ostatnie kilka dni nie robiłam nic innego tylko czytałam w każdej wolnej minucie mojego jakże zabieganego życia! Wkręciłam się na maxa, więc nie mogę doczekać się kiedy sięgnę po kolejną część, ponieważ chęć poznania dalszej części historii jest zbyt silna jak dla mnie.
Oczywiście w powieści pojawia się dosyć rozbudowany i skomplikowany wątek miłosny, który jest kolejnym z powodów mojego zauroczenia lekturą! ( Dlaczego ja tak bardzo uwielbiam tego typu historie miłosne? o.O ).
Podsumowując, "Czas żniw" to przede wszystkim opowieść o zaufaniu i nie postrzeganiu ludzi ze względu na pozory, ale także o sile przyjaźni, nieraz dosyć toksycznej i lojalności. Z całego małego serduszka polecam wszystkim, którzy nie czytali i tym, którzy czytali, bo dlaczego by nie przeczytać jeszcze raz? :D
Moja ocena: Bardzo mocne 9!
Pozdrawiam baardzo gorąco (może dlatego, że siedzę owinięta kocykiem)
Nergo Rumba!
__________________________
Dodam tylko, że "Czas Żniw" Samanthy Shannon przeczytałam w ramach Bookathonu - czytelniczego maratonu. Miałam to zrobić w poniedziałek - 30-go - jednak postanowiłam zrobić mały przed-start, z racji nawału nauki na wtorek ;) Mam nadzieję, że nikt mi za to nie urwie głowy ;)
__________________________
Dodam tylko, że "Czas Żniw" Samanthy Shannon przeczytałam w ramach Bookathonu - czytelniczego maratonu. Miałam to zrobić w poniedziałek - 30-go - jednak postanowiłam zrobić mały przed-start, z racji nawału nauki na wtorek ;) Mam nadzieję, że nikt mi za to nie urwie głowy ;)

Szczerze powiedziawszy już dłuższy czas zastanawiałam się nad przeczytaniem tej książki,ale niedawno całkiem sobie to odpuściłam ponieważ nie zachęcały mnie za bardzo ani opinie, ani opis książki, nie czułam tej magicznej więzi, ale po Twoim podsumowaniu, że jest to historia o zaufaniu i przyjaźni zaczynam się poważnie zastanawiać czy podjęłam dobrą decyzję rezygnując z tej pozycji :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam otaczyta.blogspot.com